|
Kultywowanie
tradycji, zajęcia, obyczaje, rękodzieło i ludowe podania
ZAJĘCIA
KOBIET PYSZNICKICH W DAWNYCH CZASACH
W
długie, zimowe wieczory zbierały się chłopskie kobiety na tak
zwane siekanie kapusty. Było ich bardzo dużo, nieraz po dwadzieścia
kobiet, ponieważ musiały nakisić dużo kapusty, aby wystarczyło
na całą, długą zimę. Kapusta i ziemniaki stanowiły wówczas podstawę
jadłospisu chłopskich rodzin. Jedna z młodych kobiet, udeptywała
kapustę w beczkach bosymi nogami. Przy tych czynnościach kobiety
śpiewały i opowiadały przeróżne historie o duchach i upiorach.
Późną nocą, po skończonej pracy, grali, tańczyli i bawili się
do białego rana.
Drugą
taką zbiorową pracą były tak zwane pierzaczki - czyli skubanie
gęsich piór na poduszki, pierzyny i kołdry. Było przy tym dużo
uciechy i psikusów, które kobiety robiły sobie nawzajem. Po mozolnej
i ciężkiej pracy gospodyni częstowała sutym posiłkiem.Zarówno
siekanie kapusty jak i pierzaczki, trzeba było sąsiadom odrobić,
aby i oni nie męczyli się sami.
Następną
ważną pracą kobiecą w tamtych czasach było tkanie płócien. Było
to bardzo męczące zajęcie. Trzeba było prząść nici na wrzecionie
i kołowrotku, a następnie długo tkać na krosnach tkackich. Krosna
takie miała każda pysznicka kobieta. Potem płótna trzeba było
ufarbować, co również robiły kobiety własnoręcznie, wsypując do
gorącej wody farbki koloryzujące i gotując w nich tkaniny.
Każdy
szanujący się gospodarz miał w stodole tak zwane stępa, w których
kobiety tłukły kaszę jaglaną z prosa, czyli jagły.
Mielono
również ziarno na mąkę. Robiono to w żarnach. Były to dwa ogromne,
okrągłe kamienie, w których ręcznie rozgniatało się ziarno. Jeżeli
była potrzeba większej ilości mąki, lub omłócenia parę snopów
zboża, wtedy używano kieratu. Było to urządzenie napędzane siłą
koni, które popędzał parobek. Zarówno, mielenie zboża, jak i młócenie
w kieracie mogły wykonywać i kobiety, i mężczyźni.
ZAJĘCIA
CHŁOPÓW W DAWNYCH CZASACH
Głównym
zajęciem gospodarza i parobków w czasie zimy było niewątpliwie młócenie
cepami snopów zboża skoszonego jesienią. Odbywało się to w stodołach.
Cep składał się z dwóch okrągłych, drewnianych grubych kijów złączonych
ze sobą mocnym skórzanym rzemieniem. Ponieważ zboża było dużo, to
zajęcia takie trwały całą, długą zimę.
Przed nadejściem zimy, chłopi utykali szpary między węgłami chaty,
aby w zimie nie nawiało śniegu i wiatru, aby w chacie było miło
i przytulnie.
Całą zimę, chłopi jeździli również w las, zwożąc do domu drewno,
gałęzie i torf wydobywany w jarach i leśnych wyrąbiskach.
ŻNIWA
I SIANOKOSY
Zboże
żęło się sierpem i stawiało w kucki. Dopiero nieco później wiązało
się snopy powrósłem i układało dziesiątki na polach. Powrósła zawsze
robiły kobiety. Gospodynię, której brakło we żniwa powróseł czekało
nieszczęście i niegospodarność przez cały rok.
Gdy zaś nadeszły sianokosy, wszyscy zbierali się całymi grupami
i szli kosić kosami ręcznymi. Musieli wychodzić z domów wcześnie
rano, długo przed świtem, aby trawę kosić tylko z rosą. Siano z
tak koszonej trawy było najlepsze i najzdrowsze dla bydła.
DOŻYNKI
Dożynki
obchodzono już przed pierwszą wojną światową. Wtedy kobiety wiły
wieńce i szły z nimi do gospodarza, gdzie śpiewały przygotowaną
przez siebie piosenkę. Gospodarz w celu podziękowania wystawiał
jedzenie i urządzał zabawę.
Dożynki są obchodzone do dnia dzisiejszego. Odbywają się w trzech
etapach:
I etap - to dożynki centralne,
II etap - to dożynki wojewódzkie,
III etap - to dożynki gminne.
PRZYŚPIEWKI
DOŻYNKOWE
/ze zbiorów Pana Wojciecha Łopaciucha/
W Pysznicy na moście , jadą do nas goście.
Bo u nas dożynki, przyszliśmy w Olszynki.
Zbierajcie się wszyscy, chłopcy i dziewczynki. Bo dzisiaj w Pysznicy
mamy tu dożynki.
Wszystkośmy wyżęli, wszystko wymłócili, dziś się będziem razem
z wszystkimi bawili.
Przynosimy wieniec z żyta i pszenicy, bośmy go uwili w naszej okolicy.
Wieniec żeśmy uwili, pięknie go ubrali. Dzisiaj tu będziemy wam
wspólnie śpiewali.
"Hej
ze Stalowej"
Hej
ze Stalowej do Pysznicy,
Hej gościniec prowadził.
Witajcie Kochani, witajcie kochani
i bądźcie nam tu radzi.
Idziemy do was z siłą tej kryzysowej burzy,
Co huczne dożynki, co huczne dożynki,
dzisiaj w Pysznicy wróży, dzisiaj w Pysznicy wróży.
Idziemy do was z sercem, co nigdy nie zawodzi,
Bo chłopska rzetelność, bo chłopska rzetelność,
Oj z przyjaźni się rodzi, oj z przyjaźni się rodzi.
Bo chłopska rzetelność, bo chłopska rzetelność,
Oj z kochania się rodzi, oj z kochania się rodzi.
PYSZNICKI
PRZYODZIEW
Kobieta
pysznicka nosiła piękną białą, ukrochmaloną, haftowaną, lnianą
bluzkę. Na nią miała narzucony, przepięknie haftowany, kolorowy
serdak, do tego suto marszczoną czerwoną spódnicę, na niej bieluchną,
cieniutką zapaskę. Do tego zgrabne, czerwone buciki wiązane do łydki,
na niewielkim obcasiku. Na szyi zaś, miała niezliczone ilości sznurów
czerwonych korali. Głowę natomiast nakrywała kolorową chustą w duże
kwiaty, wiązaną zalotnie z tyłu głowy.
Mężczyzna przymusowo nosił słomiany kapelusz. Ubrany był
również w bieluchną, czystą, lnianą koszulę, do tego szerokie spodnie
w czarno - zielono - żółte pasy, włożone w wysokie, czerwone buty
sięgające prawie do kolan. Na koszuli nosił długi samodziałowy płaszcz
- kapotę, koloru brązowego lub białego zależnie od okoliczności.
Od święta był płaszcz biały, a na co dzień brązowy. Przewiązywał
się grubym, czerwonym pasem. Im grubszy był pas, tym gospodarz był
zamożniejszy.
ŚLUB
PYSZNICKI
W
czasie ślubu, dróżki wkładały welon na nogi klęczącego pana młodego,
aby panna młoda miała nad nim przewagę w życiu. Ale przezorny pan
młody wcześniej przekupywał kościelnego i ten dyskretnie welon strącał
z nóg młodego.
Na weselu krążył wśród gości ogromny przetak pełen korowala - czyli
placka drożdżowego na jagłach i pełne cebrzyki gorzałki robionej
nierzadko również z prosa. Weselnicy weselili się i bawili, częstowani
przez starościnę i starostę. Z tym korowalem tańcowały również dróżki
i dróżbowie przy ocepinach zbierając dary dla młodych na tak zwany
cepiec, czyli wieniec z ogromnej ilości kwiatów na głowę młodej
panny.
Po ocepinach matka panny młodej rzucała w darze młodym woreczek
monet i klucze, aby nigdy nie biedowali i jak najrychlej doczekali
się swojego gospodarstwa.
PYSZNICKIE
OBYCZAJE
W
Święta Wielkanocne ludzie jechali do kościoła wozami konnymi, a
po rezurekcji "ścigali się". Wierzono, że kto pierwszy
dojedzie do domu, temu będzie sprzyjało szczęście i dostatek przez
cały rok.
Na
Święta Bożego Narodzenia kładziono w każdy kąt domu duży dorodny
snop zboża, oraz wtykano go za belki pod sufitem. Symbolizowało
to dostatek chleba i bogactwo dla domu.
W
wigilię imienin chłopi stawiali "wiechę" solenizantom
na podwórzu. Odbywało się to nocą, aby solenizant tego nie zauważył,
ponieważ nie poczęstowałby kolegów za uznanie, które mu w ten sposób
okazali.
Młode
panny w wigilię zbierały się w domu gospodarza, przynosiły snop
słomy i rzucały źdźbła za belki na suficie. Której słomka zatrzymała
się za belką, ta pierwsza miała wyjść za mąż.
Zwyczajem
było też chodzenie do kościoła na boso. Oszczędzano w ten sposób
buty, ponieważ ubierano je dopiero przed wejściem do kościoła, myjąc
wcześniej nogi w Pyszence.
Nabożeństwa
majowe odbywały się przy figurach i przydrożnych kapliczkach, uczestnicy
śpiewali głośno, chwaląc Najświętszą Marię Pannę.
PODTRZYMYWANIE
TRADYCJI ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA
W
każdej chłopskiej chacie główne i poczesne miejsce w święta, zajmowała
dumna, szumna i mocno pachnąca choinka. Przynoszona była z wysokiego
boru, ponieważ Pysznica leżała na obrzeżach prastarej puszczy jodłowo
- sosnowej. Drzewka były grube, gęste i nadzwyczaj dorodne, wystrojone
w przecudne ozdoby z bibuły i kolorowego papieru, które młode dziewczęta
i dzieci przygotowywały przed świętami własnoręcznie. Wieszano na
choinkach pachnące, czerwone jabłka z własnych sadów, pieczone przez
gospodynie piernikowe serduszka oraz orzechy zawijane w srebrzyste
papierki. Specjalnie na okazję świąt, kupowano tak zwane ogarki
woskowe, dzielono je na cztery, wkładano knot i robiono oświetlenie
na choinkę. Cudnie ustrojona, pachnąca i błyszcząca żywym ogniem
stała tak, aż do Matki Boskiej Gromnicznej.
W wigilię po tradycyjnej wieczerzy, która bezwarunkowo składała
się z dwunastu dań, domownicy wraz ze swoimi gośćmi zbierali się
przy choince śpiewając kolędy i przekazując sobie starodawne baśnie
i podania, aż do samej Pasterki. Na Pasterkę, kto miał blisko, szedł
z całą kompaniją na piechtę, zaś kto miał daleko, zaprzęgał swe
najlepsze koniki do dużych drewnianych sań dzwoniących dźwięcznie
dzwoneczkami i wyruszał w drogę, aby zdążyć do północy. Po pasterce
gospodarz szedł z żoną do ogrodu. Brał siekierę, a ona sznurek i
pytał jabłoni: "Będziesz rodzić?" Jeśli żona odpowiadała,
że "nie", drzewo zostało ścinane, a jeżeli odpowiedziała
"tak", obwiązywali je sznurkiem i czekali do jesieni na
obfite zbiory. Następnie gospodarz brał opłatek, duży razowy chleb,
głowę kapusty i szedł do stajni podzielić się tym ze swoim przybytkiem.
Młode dziewczęta wychodziły w opłotki liczyć sztachety. Jeżeli którejś
wyszła "para", to w tym roku musiała wyjść za mąż, jeżeli
liczba sztachet była nieparzysta, to niestety musiała na wydanie
czekać jeszcze przez długi roczek. To samo robiły z drzewem porąbanym
i równiutko ułożonym pod wisiatką przy szopach i stajniach.
Po domach chodzili kolędnicy: Żyd, Herod, Śmierć, diabeł i dwóch
żołnierzy. Bogatszy gospodarz częstował ich słodkim plackiem z pszennej
mąki i miarką gorzałki, czasami dawał nawet po 10 groszy, zaś biedniejszy
miał dla nich tylko chleb z żytniej mąki i 5 groszy. Złotówka na
owe czasy, to był pieniądz wielki i ogromnej wartości, a już najbogatszy
był ten, kto miał złotówki ze złota.
TRADYCJE
ŚWIĄT WIELKANOCNYCH
Wraz
z nadejściem wiosny obchodzi się najważniejsze święta w roku - Zmartwychwstanie
Pańskie czyli Wielkanoc.
W dawnych czasach pyszniczanie przygotowywali się do tych świąt
bardzo starannie. Na pierwszym miejscu był oczywiście Kościół i
gorąca modlitwa w czasie Mszy Rezurekcyjnej. W przed dzień wielkiej
Nocy, w Wielką Sobotę, wszyscy gromadzili się w Kościele na święcenie
pokarmów. Ludzie mieszkający daleko od Kościoła święcili pokarmy
pod przydrożnymi figurami i w kaplicach, co praktykowane jest do
dnia dzisiejszego. Zbierali się tam i czekali na przybycie księdza,
nieraz nawet do nocy, ponieważ ksiądz w parafii był tylko jeden,
poruszał się bryczką konną, a więc zanim objechał wszystkie miejsca
to zeszło mu bardzo długo - a święcili też nieco inaczej niż teraz.
Pokarmy przynosili w ogromnych koszach i kobiałach. Znajdowało się
w nich nawet po sześćdziesiąt jaj, całe pęta kiełbas, całe sery
pięknie wysuszone na złoty kolor na dużych okapach pieców, całe
razowe chleby, obowiązkowo upieczony własnoręcznie z pytlowej mąki
i starannie ozdobiony baranek z białą chorągiewką, jako symbol zwycięstwa
nad śmiercią. W koszach tych była jeszcze czarna sól, ponieważ białej,
oczyszczonej soli jeszcze nikt wtedy nie znał. Święcili też ziemniaki,
bób, groch, len, aby były do wiosennego sadzenia i aby obficie obrodziły.
Do święcenia noszono także całe osełki świeżutkiego masła, co miało
symbolizować dobre i dojne krowy przez cały rok. Ponieważ Wielkanoc
następuje po długim i ścisłym poście, ludzie przeżywający tak zwany
przednówek, robili wszystko, aby chociaż w te Święta nie brakło
niczego i aby było czym zaspokoić wygłodzone przez długą zimę brzuchy.
A przednówek w tamtych czasach to rzecz straszna. Brakowało prawie
wszystkiego. Dla obecnej młodzieży to może być niezrozumiałe, toteż
i Święta Wielkanocne mogą się wydawać nie tak huczne jak dawniej,
ponieważ dzisiaj ludzie mają wszystko przez cały rok. Dawniej biedniejsza
gospodyni, aby wyprawić jakie - takie Święta musiała się srodze
napracować u bogatych gospodarzy, a to za kawał słoniny, a to za
kwartę mąki, a już jak pracowała za pęto kiełbasy, czy też za ten
grosz marny, to musiała ręce urobić po łokcie piorąc w zimnej rzece
kijanką, albo też krochmaląc i wybielając len nieraz i przez miesiąc
cały, ponieważ przyodziewu bogaci mieli dużo. A dzieci po domach
było bardzo wiele, nieraz po 12 - 14 gęb do wyżywienia. Zarobku
zaś żadnego, jedynie co ta Matka Żywicielka dać raczyła. Toteż jeżeli
nie było zbyt wiele ziemi do uprawy, Święta musiały być biedniejsze.
Ale tradycja i wiara nigdy w narodzie nie zaginęła i przetrwała
po dzień dzisiejszy i należy mieć nadzieję, że przetrwa po wsze
czasy!
RĘKODZIELNICTWO W NASZYM REGIONIE
Bardzo
popularnym zajęciem dla kobiet na terenie naszej miejscowości było
szydełkowanie, dzierganie oraz haftowanie. Można powiedzieć, że
z biegiem lat, robótki ręczne osiągnęły tak wysoki poziom artystyczny,
że można je z całą pewnością nazwać rękodziełami. Gospodynie nasze
okazały się wręcz mistrzyniami, wykonując przecudne obrusy, firany,
serwety, narzuty oraz wszelkiego rodzaju ozdoby z nici lnianych,
nici białych i kordonku. Początkowo robiły to tylko i wyłącznie
na potrzeby własne, dla wystrojenia i uświetnienia swoich domostw.
W późniejszym okresie zaczęto organizować różnego rodzaju pokazy
i wystawy rękodzieł. Koronki dziergane w naszym regionie zaczęły
ozdabiać okoliczne kościoły i domy tutejszych zamożnych. Przepiękne
koronki wykonują m.in. Pani Maria Popek i Pan Stanisław Kapuściński.
MODLITWA
- SZKOŁA - KATECHEZA
Szkoła
pysznicka przed pierwszą wojną światową to jedna szara izba z
dużymi, mocnymi ławami z drzewa, w których siedziało po czworo
uczniów. Każdy z nich miał drewnianą tabliczkę i rysik do pisania.
Jak przyszło więcej dzieci i nie było miejsca, wtedy siadały na
glinianej podłodze i opierając tabliczki na kolanach, skwapliwie
notowały, co mówił nauczyciel. Nauczyciel był przez dzieci bardzo
poważany. Był dla nich ogromnym autorytetem, czuli wręcz lęk przed
jego gniewem. Kary za złe zachowanie na lekcji były srogie i długotrwałe.
Najlżejszą z nich było klęczenie na woreczku z grochem lub kamykami
po parę godzin, a odbywało się to po lekcjach, gdy uczeń zostawał
po tzw. "kozie", ku ogromnej uciesze swoich kolegów.
Dużo gorszą karą było bicie niesfornych uczniów cienką trzciną.
Uczeń taki dostawał odpowiednio dużą liczbę uderzeń i musiał sam
sobie odliczyć każde uderzenie, jakie dostał.
W niedzielę dzieci chodziły do kościoła na godzinę 800 rano. Chodziły
razem z nauczycielem w parach lub po czworo. Jeśli ktoś nie przyszedł,
lub uciekł, dostawał za karę dwóję i musiał w poniedziałek sprzątać
klasę. W szkole nie było ogrzewania. Był tylko malutki, żeliwny
piecyk, który nie dawał zbyt wiele ciepła. Nie było też czym w
nim palić, toteż dzieci i nauczyciele marzli, prowadząc zajęcia.
Był też zwyczaj , częstowania pierwszokomunijnych dzieci. Odbywało
się to wszystko w ogrodzie przed plebanią, na drewnianych ławach
i stołach, porozstawianych między ogromnymi, starymi drzewami.
Po mszy dzieci dostawały po kromce słodkiego placka, po kubku
mleka, chleb, masło
i ser. Kto miał bogatego chrzestnego, dostawał od niego łańcuszek.
Przed komunią dzieci spowiadały się przed kościołem lub na plebanii
u księdza. Kto nie uczęszczał 3 razy w tygodniu na katechezę,
czyli religię, albo opuszczał Mszę Świętą, nie był dopuszczony
do I Komunii Świętej i musiał iść dopiero na drugi rok z młodszymi
dziećmi, a to było dla niego największą karą i wstydem!
|
|